anger management

4 min read

Deviation Actions

SweetChild-of-Prayer's avatar
Published:
140 Views
Nie można mieć wszystkiego.

Wiem, że dobrze jest wszędzie tam, gdzie nas nie ma. Wiem, że wyobrażenia zazwyczaj są lepsze niż rzeczywistość a oczekiwania większe niż możliwości. Wiem, że zajebiście jest wytrwale dążyć do celu nie przejmując się porażkami, podejmować wyzwania i samorealizować się pod wszystkimi możliwymi względami.
I wiem, że to nie na moją głowę.

Let the symphony of hate begin!

Co można mieć?

Żeby nie było, że wyłącznie narzekam i narzekanie to jest monotematyczne (bo zasadniczo będzie), na początek kilka pozytywów.

a) jestem zdrowa (to jest naprawdę super, choć teraz nie pogardziłabym mniej lub bardziej lewym L4; po prostu nienawidzę mojej pracy)
b) moja rodzina jest zdrowa (to jest naprawdę spoko)
c) dobrze mi się mieszka z moja lokatorką - może poza chwilami, w których słucha Timberlake'a (za często) i spotyka się ze swoimi facetami wciąż nie mogąc zdecydować, którego z nich woli (szkoda, że mi nikt nigdy nie dał wyboru między jebanym prezesem a pierdolonym modelem, może moje samopoczucie i samoocena byłyby lepsze kurwa jego mać!!!)
d) utrzymuję kontakt z ludźmi z byłej pracy (ok, poszczególnymi osobami. Ale najważniejszymi. Ludzie to jedyny komponent, dzięki któremu wytrzymałam tam tak długo. Za długo. A może właśnie wystarczająco, chuj by wyczuł)
e) nie martwię się o kasę (jeszcze. Ale premii żal)
f) mam naprawdę sensowne, uporządkowane życie
g) nie mam na nie żadnego planu, ani podstawowego, nie wspominając już o planie B, nie mam bladego pojęcia co będę robić za rok czy dwa, gdzie wyląduje (choć mam nadzieję, że nigdzie, w sensie nie będę musiała się stąd wynosić) i czy w międzyczasie nie trafi mnie jasny szlag na skutek paru chorób psychicznych, których początkowe objawy już u siebie diagnozuję...

Miało się zacząć pozytywnie. Nieważne.

Czego nie można mieć?

Praca chyba co do zasady została skonstruowana tak, żeby jej nie lubić. Gdyby się ją lubiło, nie nazywałaby się pracą tylko hobby.
Chociaż jest chyba jakieś powiedzenie, które mówi "Choose a job you love and you will never have to work".
Job you love my ass.
Nigdy, w przypadku żadnej pracy nie czułam, że ją lubię, nigdy nie szłam do pracy w przyjemnością ani chęcią, nigdy nie miałam poczucia, że moja praca ma sens, coś mi daje albo cokolwiek zmienia.
Nigdy.

W tym momencie na samą myśl o pójściu do pracy i spędzeniu całego dnia w chaosie, na nieumiejętnych próbach ogarniania czegokolwiek, tworzeniu iluzji, że wiem co robię i jak robię oraz udawaniu, że niechcący nie zauważyłam powiększającej się sterty czekających na moje innowacyjne rozwiązania maili, spraw, zagadnień, problemów, pomyłek całego świata które jak jebany bumerang wracają do nas (bo jak to ktoś z mojego teamu podsumował: "Dzięki temu, że inni się mylą my mamy pracę") JEST MI TAK SŁABO, ŻE KOMPLETNIE NIE MAM OCHOTY WSTAĆ Z ŁÓŻKA. Mimo tego, że mój lider kazał mi się wyluzować (cytat dosłowny) a wszyscy wokół uparcie jak jeden mąż powtarzają, że potrzeba więcej czasu - progres jest daleko poza linią horyzontu. Przynajmniej ja tak to widzę. Znowu jest tak, że każdy kolejny dzień jest jebanym zwycięstwem. Nawet odliczanie do kolejnego weekendu boli, zwłaszcza w poniedziałek czy wtorek (wtedy mówię sobie: "Baby steps. One day at the time". Czasem nawet pomaga).
Mam ochotę się zwolnić i odciąć od źródła mojego problemu...

...co natychmiastowo stworzy kolejny problem związany z procesem szukania kolejnej pracy, ogarniania od zera kolejnych niezrozumiałych procedur, nieudolnych prób wpasowania się w środowisko i integracji z grupą, chwilowym (jak dobrze pójdzie) brakiem płynności finansowej i ostatecznie najprawdopodobniej skończeniem dokładnie w tym samym miejscu, w którym jestem teraz. Może jedynie bogatsza o informację, czego jeszcze w życiu nie chcę robić i do czego jeszcze się nie nadaję.

I jak tu nie chodzić wiecznie sfrustrowanym i wkurwionym?!

Tak naprawdę nie lubię zmian. Cenię sobie porządek, sprawdzone schematy i systemy, zrozumiałe polecenia, określoną kolejność i powtarzalność, bo wszystko to daje poczucie bezpieczeństwa a bezpieczeństwo jest zajebiście WAŻNE. Fajnie jest wiedzieć, co się robi, jeszcze fajniej po co się to robi i jak to dobrze zrobić.
Nie ma opcji, żebym obecnie czuła się bezpiecznie.

Może jestem dużo bardziej tępa, niż wszyscy myśleli.

Człowiek uczy się całe życie i głupi umiera, a niektórzy po prostu nie nadają się to niektórych rzeczy. Z określonymi faktami dobrze jest się pogodzić, im wcześniej tym lepiej, ale nie wiem, czy robienie testów predyspozycji zawodowych w wieku 25 lat (po skończonych studiach) jest rozwiązaniem.
Prawdę mówiąc nie mam pomysłu na żadne rozwiązanie.

"Nie traktuj życia zbyt serio. I tak nie wyjdziesz z niego żywy."


Może faktycznie czasem warto się wyluzować. Ale żeby nawet to wymagało tak ciężkiej pracy nad sobą..?

© 2015 - 2024 SweetChild-of-Prayer
Comments0
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In